piątek, 12 maja 2017

Porażka drogą do sukcesu

Dzisiaj o tym, o czym nikt nie chce mówić. O własnych upadkach i niepowodzeniach.  Wracam do tego tekstu zawsze kiedy potykam się i nie mam siły wstać. Kiedy nie wiem, w którą stronę iść...

Wydaje mi się, że tylko raz w życiu poniosłam klęskę. By jej uniknąć pracowałam kilka lat i zepsułam to. Nie miałam prawa zgonić winy na nikogo bo moje życie zależy już od dawna tylko odemnie. Każde usprawiedliwienie wydawało mi się niedorzeczne... Ta klęska towarzyszyła mi przez półtora roku, a raczej myśl o tym, że nie udało mi się wtedy zamieniała wszystkie drobne późniejsze zwycięstwa w jeszcze większą frustracje... Potem nastał taki dzień, w którym nagle okazało się, że ta kompromitacja dała mi więcej w życiu niż wszystkie dotychczasowe sukcesy. Odkryłam to, czego nie doświadczyłabym gdybym w tamtym momencie życia odniosła triumf. Jestem przekonana, że gdyby wtedy mi się udało dziś okazałby się to plamą na całe życie.



Nie wszystko czego pragniemy i czego byśmy sobie życzyli jest dla nas dobre.
Porażki można zamienić w małe zwycięstwo, o ile się postarasz i znajdziesz odpowiedni punkt widzenia. To najtrudniejsze.

Gdyby nie te niepowodzenia, nie byłabyś tu gdzie jesteś. Nie miałabyś tego co masz. Nie byłabyś tym kim jesteś. Tego co przeszłaś i co uzyskałaś nikt nie jest w stanie Ci odebrać.


I jeśli teraźniejszość nie jest taka jakiej oczekiwałaś- to co robisz wraz ze swoimi niepowodzeniami  jest drogą do sukcesu. Każde potknięcie jest nauczką, lekcją żeby następnym razem popatrzeć pod nogi. Co nazywasz sukcesem zależy już tylko od Ciebie.

A wy jak przyjmujecie porażki? Czym one dla was są? Rozpamiętujecie je, chronicie je przed światłem dziennym tak aby nikt nie poznał waszych słabości? Czy może są one dla was motorem do dalszych działań?

Zdjęcia odbiegające od tematu, ale jeszcze nie wszyscy wiedzą, że kochamy się nosić <3
Share:

wtorek, 9 maja 2017

Przyjaciela mieć



Mój bagaż życiowych doświadczeń od wielu lat nie pozwala mi używać słowa "przyjaciel" nadaremno. Wiadomo każdy chce go mieć. To ludzkie. Normalne i uzasadnione nawet z punktu biologii. Jesteśmy ssakami- ssaki żyją w społeczeństwach. Tworzą gromady, stada.



Więc nic w tym dziwnego, że w wieku szkolnym szukamy pokrewnych dusz, chcemy się dopasować, być jak inni, chcemy należeć do danej grupy, wmieszać się w otoczenie. Na szczęście to mija. Potem jest na odwrót. Staramy się wybić, tworzyć własną jednostkę, być niepowtarzalni, znaleźć swój sposób na własne "ja". Pragniemy być zaakceptowani ze wszystkim co ze sobą niesiemy: z naszymi wadami i zaletami.

Każdy w młodości miał przyjaciela. Tego pierwszego, tego od "pierwszych razów". Pierwsze fajki, pierwsze dyskoteki, pierwsze wspólne randki, ucieczki z domu, siedzenie w ławce, pierwsze wspólne marzenia, sekrety i przysięgi...  Moja przyjaźń z dzieciństwa nie przetrwała. Jest jednak mocno zakorzeniona w moim umyśle. W umyśle młodej nastolatki była to wielka sprawa. I wielki ból kiedy się skończyła. Na szczęście każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. 



Każdy upadek, cierpienie powoduje, że stajemy się silniejsi, więcej wiemy i rozumiemy.  Bagaż doświadczeń staje się cięższy. Nie ochronie córki przed wrednymi dziećmi ze szkoły, przed gnojkiem który być może będzie się z niej wyśmiewał (aczkolwiek mąż na bank nauczy ją jak przywalić takiemu tam gdzie zaboli;)), przed nieszczęśliwą miłością... nie uchronię jej od życia. Mnie kiedyś zabraknie, a Werka będzie dorosłą kobietą, która będzie musiała zadbać o siebie i swoje marzenia. Mam tylko nadzieje, że tak jak ja w trudnych chwilach będzie miała prawdziwych przyjaciół obok siebie.


Życie pisze własne scenariusze i tak na prawdę najlepsze jakie możemy przeżyć.  Niekiedy trudne i bolesne. Każdy z moich przyjaciół jest wspaniałym wątkiem w scenariuszu mojego życia.

Mój mąż dla przykładu dzięki niemu odnajduje siebie, to on wierzy w mój sukces,  nigdy nie jest przeciwko mnie nawet kiedy musi sprowadzać mnie na ziemię. Zna mnie na wylot i o dziwo nie ucieka;) Jest kimś kto żyje według własnych zasad i nagina je wyłącznie dla rodziny. Za przyjaciół odda rękę, za rodzinę życie. Z zewnątrz cwaniak, w środku wrażliwy dobry człowiek.

Kiedyś ktoś zapytał mnie jak dobieram sobie przyjaciół. Co dzień mijamy tysiące osób, dlaczego kilka z nich staje się kimś więcej? Nie znam recepty. Jestem tylko pewna, że czas i problemy nie mają znaczenia. Że to wspaniałe mieć przyjaciół.
Share: