Wydaje mi się, że tylko raz w życiu poniosłam klęskę. By jej uniknąć pracowałam kilka lat i zepsułam to. Nie miałam prawa zgonić winy na nikogo bo moje życie zależy już od dawna tylko odemnie. Każde usprawiedliwienie wydawało mi się niedorzeczne... Ta klęska towarzyszyła mi przez półtora roku, a raczej myśl o tym, że nie udało mi się wtedy zamieniała wszystkie drobne późniejsze zwycięstwa w jeszcze większą frustracje... Potem nastał taki dzień, w którym nagle okazało się, że ta kompromitacja dała mi więcej w życiu niż wszystkie dotychczasowe sukcesy. Odkryłam to, czego nie doświadczyłabym gdybym w tamtym momencie życia odniosła triumf. Jestem przekonana, że gdyby wtedy mi się udało dziś okazałby się to plamą na całe życie.
Porażki można zamienić w małe zwycięstwo, o ile się postarasz i znajdziesz odpowiedni punkt widzenia. To najtrudniejsze.
Gdyby nie te niepowodzenia, nie byłabyś tu gdzie jesteś. Nie miałabyś tego co masz. Nie byłabyś tym kim jesteś. Tego co przeszłaś i co uzyskałaś nikt nie jest w stanie Ci odebrać.
I jeśli teraźniejszość nie jest taka jakiej oczekiwałaś- to co robisz wraz ze swoimi niepowodzeniami jest drogą do sukcesu. Każde potknięcie jest nauczką, lekcją żeby następnym razem popatrzeć pod nogi. Co nazywasz sukcesem zależy już tylko od Ciebie.
A wy jak przyjmujecie porażki? Czym one dla was są? Rozpamiętujecie je, chronicie je przed światłem dziennym tak aby nikt nie poznał waszych słabości? Czy może są one dla was motorem do dalszych działań?
Zdjęcia odbiegające od tematu, ale jeszcze nie wszyscy wiedzą, że kochamy się nosić <3
0 komentarze :
Prześlij komentarz